Każdy interesujący się branżą kosmiczną z pewnością kojarzy nazwę SpaceX. Spośród wielu firm, które powstały w celu swoistej prywatyzacji sektora kosmicznego, dziecko Elona Muska osiągnęło największe sukcesy. I wszystko wskazuje na to, że droga ku prawdziwemu przełomowi jest coraz krótsza.
Test systemu ewakuacji kapsuły Dragon 2 (źródło: NASA) |
NASA potwierdziła wczoraj, że podpisze ze SpaceX kontrakt na dostarczenie w 2017 pierwszej załogi na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Tym samym NASA uniezależni się od usług Roskosmosu, a ludzkość po raz pierwszy od wycofania z użycia Space Shuttle nie będzie skazana w załogowych lotach kosmicznych na jeden jedyny rodzaj statku kosmicznego.
Można spytać, na ile prywaciarz (wybaczcie pejoratywne sformułowanie) jakim jest Musk jest w stanie przemodelować do tego stopnia kwestię lotów załogowych? Cóż, patrząc na dotychczasowe osiągnięcia - szanse są spore. Zbudowana przez SpaceX rakieta nośna Falcon 9 może się pochwalić 18 udanymi startami na 19 podjętych - co daje mu podobną niezawodność, co słynnemu rosyjskiego Protonowi. Oczywiście, Proton ma za sobą prawie pół wieku służby - ale pamiętać należy, że Falcon 9 jest projektem nowym, który zgodnie z logiką powinien cierpieć na choroby wieku dziecięcego. Dla porównania, wspomniany Proton uległ podczas swoich 19 pierwszych startów aż 10 katastrofom.
Dragon V2 (źródło: SpaceX) |
Sam statek załogowy - Dragon V2 - jest na pośrednim etapie rozwoju. Prototyp przeszedł pierwsze testy - ale nie dokonał jeszcze żadnego lotu bezzałogowego. W maju przyszłego roku pierwszy start ma odbyć rakieta Falcon Heavy, przewidziana do wynoszenia "Smoka" na orbitę. Jak widać, czasu jest niewiele. Dotychczasowe testy przechodzą jednak gładko - i wierzę, że Elon Musk dopnie swego, podobnie jak dokonał tego z misjami zaopatrzeniowymi na ISS.
Co to będzie oznaczać dla pozostałych programów kosmicznych? Dla NASA - możliwość przeznaczenia zaoszczędzonych środków na inne projekty. Orion nie będzie musiał zajmować się 'trywialnymi' zadaniami - zainwestowane weń fundusze będzie można przeznaczyć na misje księżycowe, może nawet marsjańskie. SpaceX z kolei na pewno dobrze spożytkuje otrzymane od NASA pieniądze. Musk nie kryje, że jego celem jest wylądowanie na Marsie. A Dragon V2 na pewno jest ku temu bardzo dużym krokiem.
A inni? Uniezależnienie się NASA od Roskosmosu może oznaczać jedno z dwóch - albo implozję już przeżywającego problemy rosyjskiego programu kosmicznego, albo dać mu impuls do skupienia się na własnych projektach - opisywanym już wcześniej Łuna-Głob czy na budowie następcy dla sędziwego Sojuza. Bardzo chciałbym, żeby ziścił się ten drugi scenariusz - nie tyle z sympatii dla Rosjan, co ze względu na to, że rywalizacja taka mogłaby podziałać mobilizująco na obydwie strony.
I jeszcze jedno pytanie - czy Chiny, cały czas pretendujące do stanięcia w jednym szeregu z pionierami eksploracji kosmosu, podejmą wyzwanie? Do tej pory ich ambitny program kosmiczny mógł pozostawać na wpół w sferze deklaracji. Ale czy rozwiązanie rąk NASA nie będzie oznaczać, że i tym razem Amerykanie będą mogli prześcignąć wszystkich w drodze na Księżyc i Marsa? Czy ambicja chińskiego smoka pozwoli bezczynnie śledzić rozwój kosmicznych wypadków?
Czas pokaże. A na chwilę obecną trzymam kciuki, by Musk po raz kolejny udowodnił, że jest wcieloną wersją komiksowego Tony'ego Starka.